Współpraca z architektem wnętrz – najczęściej powtarzane mity

Współpraca z architektem wnętrz – najczęściej powtarzane mity

Jako architekt, a jednocześnie, ekhm influencer czuję się w obowiązku, żeby mówić prawdę i grać w otwarte karty. Zawsze odpowiadam na pytania o używane przeze mnie oprogramowanie, nie kryję się z moim wykształceniem czy doświadczeniem, a jak się na czymś nie znam, to mówię głośno: NIE WIEM.

W ten sposób zapracowałam sobie na zaufanie Twoje i innych czytelników, którzy wpadają na tego bloga i często chwilę później zostają moimi klientami. Z tego zaufania bardzo się cieszę i niesamowicie je sobie cenię.

I dlatego właśnie postanowiłam rozprawić się z kilkoma mitami dotyczącymi współpracy między inwestorem a architektem wnętrz. Mam nadzieję, że i tym razem mi zaufasz.

Bo my, projektanci naprawdę chcemy dla Was jak najlepiej 😉 

1. Każdy architekt jest w stanie zaprojektować każde wnętrze

Choćby nie wiem, jak zdolny, każdy architekt ma swoje kolory i style, w których czuje się najlepiej. Ja kocham wnętrza eklektyczne, lubię i umiem bawić się kolorami, nie straszne mi ani pastele skandi, ani nasycone barwy stylu boho. Ale za to zupełnie nie umiem w glamour. Nie lubię tego stylu, nie odnajduję się w nim i każdy podejście do tego tematu wiązało się z rzucaniem mięchem i przeczesywaniem neta w poszukiwaniu choćby najmniejszej inspiracji, która nie będzie mi zalatywała wiochą. Podobnie mam z eleganckim stylem minimalistycznym (marmury, chromowane listwy, meble na wysoki połysk, wielkie przestrzenie znasz ten klimat).

To naprawdę duży błąd, wybierać architekta bez dokładnego prześledzenia jego portfolio. To tak jakby wybierać makijażystkę ślubną bez obejrzenia choćby kilkunastu wcześniejszych makijaży – skąd wiesz, czy umie zrobić porządne smokey eye, skoro w jej porfolio są tylko subtelne pastele?

Młodzi architekci często łapią się wszystkiego i starają się wypracować swój unikalny styl, po którym będą rozpoznawalni. Starsi (hehehe) mają to już za sobą. Ja podjęłam się projektu mieszkania w stylu glamour na samiutkim początku mojej ścieżki. Nie powiem, że projekt zawaliłam – klientka była zadowolona, ale ja tego wnętrza nie czułam do samego końca. A skoro architekt nie jest przekonany do swoich pomysłów, to jak ma przekonać inwestora?

2. Architekt nie zrobi tak jak chcę, tylko tak jak jemu się podoba

Tu trochę w nawiązaniu do poprzedniego punktu – dobrze jest “zgrać się” pod względem stylu i kolorystyki, żeby potem nie żałować. Ale ten mit ma też drugą stronę medalu.

No przecież dla nas, architektów najważniejsze jest TWOJE zadowolenie! Szczęśliwy klient to najlepsza reklama – wcale nie odpicowane wizki i konkursowe projekty.

Oczywiście, zdarzają się czasem sytuacje, kiedy kontruję pomysł klienta. Pokazuję swoją propozycję, tłumaczę dlaczego moim zdaniem to rozwiązanie jest lepsze od zaproponowanego przez niego.

ALE.

Jeśli klient się upiera, a jego propozycja nie wpływa na prawidłowość funkcjonowania wnętrza, to ustępuję. No przecież to nie ja będę mieszkać z bordowym fotelem i niebieskimi ścianami, prawda? Jak to mówią – o gustach się nie dyskutuje – i ja wcale nie mam zamiaru dyskutować zbyt długo. Dla mnie najważniejsze jest sprostanie Twoim oczekiwaniom i Twoje zadowolenie – nawet, jeśli moim zdaniem wnętrze mogłoby wyglądać lepiej.

Jest tylko jeden wyjątek od tej reguły – jeśli propozycja klienta sprawia, że wnętrze staje się nieergonomiczne, niewygodne lub za bardzo zagracone, wtedy obstaję twardo przy swojej racji.

3. A skąd ktoś ma wiedzieć lepiej ode mnie, co mi się podoba?!

No bo ten ktoś o to wszystko Cię zapyta 😉 Każdy dobry architekt ma w swoich plikach ankietę, o której wypełnienie prosi klienta. Znajdują się tam zarówno pytania o kwestie funkcjonalne (jak preferowany układ kuchni, wielkość zlewu czy szerokość materaca), jak i estetyczne – ulubione kolory, materiały i styl. To pierwszy krok w całym procesie projektowym, bez którego nie wyobrażam sobie pracy – no bo na czym, w innym wypadku, miałabym się oprzeć?

Każdy projektant ma oczywiście swoje sposoby na wyciągnięcie od klienta jego marzeń i koszmarów wnętrzarskich. Ja na przykład zawsze pytam o aktualne mieszkanie – co się w nim podoba, co działa, a co wkurwia i nie pozwala spać 😉 To pytanie warto zapożyczyć i zadać sobie przed każdym większym remontem lub przeprowadzką – dzięki temu nie wpakujesz się drugi raz w te same problemy.

 

4. Klient może wybrać architekta, ale architekt nie może wybrać klienta

Bzdura. Uważam, że każdy zleceniobiorca ma prawo odmówić zleceniodawcy tak samo, jak zleceniodawca ma prawo nie skorzystać z usług zleceniobiorcy. No bo dlaczego ma nie być po równo?

Nie biorę udziału w żadnym konkursie. Nie uważam więc, że jeśli ktoś postanowi skorzystać z moich usług, to ja jestem zobowiązana mu tą usługę dostarczyć. Jest wiele powodów, dla których architekt może nie podjąć się zlecenia – wspomniany już wcześniej styl, zakres projektu, odległość od biura, jeśli projektant pracuje miejscowo… Ja nie podejmuje się projektów starych, poniemieckich kamienic i domów – uważam, że nie mogę zrobić dobrej roboty, jeśli nie pojadę na miejsce i nie zobaczę tych wszystkich rurek, przeróbek i nierównych kątów na własne oczy.

A póki co nigdzie się nie wybieram 😉

Czasami może też być tak, że podczas rozmów wstępnych temat się nie klei, podejście jest różne i czuć, że będzie kwas. Ten temat jest wałkowany pomiędzy projektantami średnio kilka razy w tygodniu – jak grzecznie odmówić, kiedy czuję że ten projekt będzie problematyczny? To trudna sytuacja, ale moim zdaniem dla dobra zarówno klienta, jak i projektanta, warto być szczerym. W końcu jesteśmy ludźmi i może się zdarzyć, że się nie dogadamy – a praca nad projektem to dobre kilka miesięcy stałego kontaktu mailowego, telefonicznego, a czasami też osobistego. Po co się męczyć?

5. Architekta zamawia się na miesiąc przed remontem.

I w ten sposób zostaje się bez architekta 😉 Najlepsi projektanci pracujący solo mają terminy zajęte do końca tego roku! To nie żart – warto zacząć rozglądać się za projektantem już w chwili, kiedy podpiszesz akt notarialny. Weź pod uwagę, że stworzenie koncepcji wnętrza to nie robota na jeden weekend – z mojego doświadczenia wynika że projekt mieszkania to ok. 3 miesiące wymieniania maili i biegania po sklepach. Alergicznie reaguję na wiadomości typu “fachowiec wchodzi za tydzień, damy radę zrobić projekt?”. Nie dokładaj stresu sobie, fachowcom i mnie. Skontaktuj się z architektem odpowiednio wcześniej.

6. Architekt potrafi rozciągnąć metraż

Na koniec moja perełeczka. Ja wiem, że w naszych realiach projektantów zatrudnia się głównie dlatego, żeby z małego wnętrza wycisnąć jak najwięcej. Ale na litość boską, przecież nie dysponujemy zaprawą, która rozsuwa mury! W 20 metrowym salonie ciężko jest rozmieścić porządną kuchnię z długim blatem roboczym i piekarnikiem na wysokości, barek z hokerami, stół na 6 osób, narożnik i fotel.

Oczywiście, że znamy zasady ergonomii, mamy kilka asów w rękawie i rozwiązań, o których nawet Ci się nie śniło. Zabudujemy szafki do sufitu, w cokołach ukryjemy dodatkowe szuflady, zaplanujemy składany stolik i wielofunkcyjne meble. Ale jeśli powiem Ci, że czegoś nie da się zrobić, to najprawdopodobniej się nie da. I jeśli proponuję, że możemy zrobić to albo to, to raczej nie uda nam się zrobić obu tych rzeczy na raz. Nie zmieścimy i wielkiego łóżka i wielkiej szafy w sypialni 3×4. Narożna wanna w mikroskopijnej łazience sprawi, że będzie Ci trudno korzystać z toalety. Głęboka komoda zatarasuje przejście w przedpokoju. Architekt takie kolizje widzi już na planie – klient zwykle zauważa je dopiero kiedy stają się dokuczliwe.

To chyba wszystkie najważniejsze mity, które nasuwają mi się na myśl. Koleżanki i kolegów architektów proszę o pomoc w ewentualnym uzupełnieniu listy, a wszystkich klientów – i tych aktualnych i tych potencjalnych zachęcam do rozprawienia się z tymi mitami w swojej głowie i przekazaniu listy dalej tym, którzy mogą jej potrzebować 🙂

Dzięki temu wszystkim nam będzie łatwiej!

Dodaj komentarz

Close Menu