Moje sprawdzone rozwiązania we wnętrzach (i dlaczego lubię z nich korzystać)

Każdy specjalista ma swoje ulubione rozwiązania. Programista ma metody, z których często korzysta, kucharz ulubione przyprawy, a architekt wnętrz meble i patenty, które pasują prawie do wszystkich wnętrz.

Dziś podzielę się z Tobą moją ulubioną trójką – jeśli śledzisz moje projekty, to na pewno już zauważyłaś, że pewne rozwiązania pojawiają się u mnie dość często. I wcale nie uważam, że to błąd! Jeśli coś działa, to czemu z tego rezygnować? 

Poza tym kolorowe ściany i kanapy stały się niejako moim znakiem rozpoznawczym 😉

1. Ściana akcentowa i lamperia

Uwielbiam wrzucać wielką plamę koloru do wnętrza! Dzięki takiemu rozwiązaniu, masz właściwie z głowy kolor uzupełniający (pamiętasz jeszcze regułę 60/30/10?). Ściany akcentowe kocham tak bardzo, że napisałam o nich cały post – dziś więc skupię się na drugim patencie, który bardzo lubię – lamperiach.

Lamperie są wyjątkowo przydatne w sytuacjach, kiedy stawiasz na bardzo intensywny lub ciemny kolor i boisz się, że cała ściana przytłoczy wnętrze. (Między nami – to dobrze, że się boisz, bo tak prawdopodobnie by było 😉 Kiedy natomiast tylko połowa ściany jest oczojebna, szansa, że uda Ci się wyrównać proporcje resztą wnętrza, jest dużo większa. Zobacz, jak świetnie poradziła sobie Paula z bloga Stylerecital, ze swoją piękną, zielono-żółtą lamperią.

źródło: stylerecital.com

To również idealne rozwiązanie w momencie, kiedy planujesz tapetę z drobnym wzorem. Wspominałam już niejednokrotnie, że im drobniejszy wzór na tapecie czy tkaninie, tym mniejsza powinna być powierzchnia, na jakiej się znajduje. To nie zawsze łatwe – czasami znajduję przepiękne tapety z malutkim deseniem, który jak na złość pasuje mi na największą ścianę w sypialni. Co wtedy robię? Odcinam połowę ściany, maluję ją kolorem pasującym do tapety, a na górną część wrzucam wzór. Dzięki temu nie ma oczopląsu, a wzór dodatkowo jest podbity przez dolną część ściany. Proste!

No i nie mogłabym zapomnieć o roli lamperii we wnętrzach w stylu klasycznym – tak jak tutaj, w tym biało-szaro-zielonym salonie. Gdyby ściany były płaskie, nie byłoby tego efektu! Co najlepsze, to wcale nie jest trudne do zrobienia – wystarczy kilka desek, duża pucha farby i trochę cierpliwości. To bardzo fajny patent na pustą ścianę – szczególnie w korytarzu czy pokoju dziecięcym, czyli w  miejscach szczególnie narażonych na brud i zniszczenia!

2. Meble modułowe 

Czyli jak wyposażyć cały pokój korzystając z jednej serii. Dla niektórych będzie to pójście na łatwiznę, ale ja powiem, że większym oszustwem są meble na zamówienie 😉 Przy modułach musisz kombinować, ustawiać, przestawiać, robić symetrię, po czym ją rozburzać, wybrać asymetrię, ale jednak nie za dużą, by było widać, że trochę to przemyślałaś… A często najlepszy efekt i tak powstaje przypadkiem 🙂

Bardzo lubię korzystać z gotowych rozwiązań, które oferuje między innymi IKEA (systemy BESTA, EKET, METOD, PLATSA), VOX (YOUNG USERS, SMART, BALANCE), BRW (MODAI, MOKO) i pewnie wiele innych firm, o których zapomniałam, lub nie wiem (swoją drogą, chętnie zbiorę info!). Meble modułowe są często tańsze od tych na zamówienie, a mają ogromne możliwości modyfikacji – wymiary, kolory korpusów i frontów, różne rodzaje wykończeń, a nawet tak prozaiczna rzecz, jak różnorodne uchwyty czy gałki. No rewelacja!

No bo spójrz – w tych dwóch projektach użyłam dokładnie tych samych frontów z IKEA. Efekt jest całkiem inny:

Dzięki użyciu takich systemów, łatwo możesz wyposażyć całe mieszkanie. Na przykładzie Ikeowskiej BESTY – uwielbiam używać jej jako szafki pod RTV (może wisieć, stać na podłodze lub na nóżkach), w części jadalnianej świetnie sprawdzi się jako witryna na szkło (ma przeszklone drzwiczki w kilku wzorach), w sypialni będzie komodą na skarpetki, w pokoju dziecięcym zrobię z niej szafę na ciuchy z kolorowymi frontami, w przedpokoju – szafkę na buty z siedziskiem, aż w końcu w łazience płytka wersja zawiśnie nad toaletą, by pomieścić zapas papieru toaletowego. No jak nie kochać takich prostych rozwiązań?

(tak, te dwie elegancko wyglądające szafki RTV to BESTA)

Jak łatwo się domyślić, ten sam kolor frontów lub choćby identyczne uchwyty łatwo scalą nam wnętrze, lub nawet całe mieszkanie. To szczególnie ważne, jeśli jego metraż jest niewielki.

3. Biel i czerń

Jak bardzo nie czułabym się królową kolorów i palet barw, tak zawsze w moich projektach pojawiają się te dwa pewniki. Bez nich nie ma wnętrza – przynajmniej w moim wykonaniu. Ten punkt może wydawać się dla wielu bardzo intuicyjny, ale dla mnie jest hiper ważny – biel i czerń sklejają mi każde pomieszczenie. To trochę tak jak życiowa rutyna – niby jej nie zauważasz, ale to właśnie ona pozwala Ci na trochę szaleństwa od czasu do czasu.

Biel zwykle pojawia się u mnie na ścianach. Oczywiście poza tą akcentową 😉 Ciężko o bardziej uniwersalne tło dla kolorystycznych zabaw. W bieli często robię także zabudowy, które w ten sposób wydają się znikać na tle ścian i nie obciążają za bardzo wnętrza. Co ciekawe, nie zdarzyło mi się jeszcze projektować białej podłogi – myślę, że to dlatego, że boję się “odlotu” – ciemniejszy kolor na ziemi bardzo ułatwia utrzymanie odpowiedniego punktu ciężkości. Ale może właśnie to by było ciekawe wyzwanie?

Zawsze stawiam też na białą armaturę w łazience (choć ostatnio miałam dwa odstępstwa od tej reguły, którymi pewnie niedługo się pochwalę), jest uniwersalna i nie wysuwa się na pierwszy plan (no bo serio, są fajniejsze rzeczy do wyeksponowania, niż kibel). Lubię też uzupełniać różnokolorowe płytki w najdziwniejszych kształtach zwykłymi, białymi prostokątami – dzięki temu są one lepiej podkreślone.

No dobra, a co z czernią? Uwielbiam ją głównie w formie stali – czarne lampy, uchwyty, baterie łazienkowe i kuchenne to coś, co pojawia się w wielu moich projektach. Czerń nie wchodzi w drogę innym metalom – można ją z powodzeniem łączyć ze złotem, miedzią czy chromem – to właśnie to czyni ją taką zajebistą! Świetny sposób na przełamanie jednorodnego wykończenia, szczególnie w kuchniach.

Czerń bardzo lubię też na frontach –  głównie w połączeniu z drewnem. Powstaje z tego fajny, lekko industrialny klimat. No i oczywiście czarne, stalowe konstrukcje do stołów i stolików kawowych – gdyby ich nie wymyślono, to nie wiem, jakie stoły pojawiałyby się w moich projektach! Kocham je za uniwersalność – dębowy blat na czarnej konstrukcji pasuje oczywiście do stylu industrialnego, ale świetnie też odnajdzie się w nowoczesnym, eklektycznym, wiejskim i skandynawskim salonie. Jest niezastąpiony.

Warto też wspomnieć o tym, że czerń świetnie przełamuje nijakie, lub bardzo zapobiegawcze wnętrza. Z tego względu, trochę przekornie, lubię używać jej w pokojach dziecięcych. Dzięki temu nie jest zbyt pastelowo i przytulaśnie 😉 Ale nie tylko dziecięce wnętrza są takie – wystarczy spojrzeć na przeciętny salon w stylu skandynawskim – bez czerni, jest tylko wielką, pastelową plamą.

Okej, zdradziłam Ci moje trzy sekrety! Powiedz, użyłaś któregoś z tych rozwiązań w swoich wnętrzach? A może masz inne “must have”albo “must do”?

A jeśli są tu jacyś projektanci – jakich Wy rozwiązań najczęściej używacie w swoich projektach?

Dodaj komentarz

Close Menu